Niedzielne pieczenie ziemniaków. Podchodzę do grilla, urywam kawałek papieru toaletowego, odgrywam scenkę i mówię – polemizując z chrześcijańską wizją Absolutu i koncepcją wiecznego potępienia – jestem Bogiem, stwarzam człowieka (urywając kawałek papieru toaletowego), jego życie jest szare i do dupy, jest niesamowite krótkie i kruche, spalając się w ogniu piekielnym (grilla), zamienia się w wieczny czarny, brudny popiół.
Czy życie jest szare i do dupy? Czy przypadkiem wszyscy nie zostaliśmy stworzeni na zagładę? Co z egzystencją potępionych? Jaki jest sens ich bytu, skoro zostali stworzeni z nicości, aby szybko tlić się na wiecznym grillu? Kim jest Ten, który siódmego dnia odpoczywa, grillując? I wreszcie… Czy każdy intencjonalny akt twórczy jest sztuką?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz